Life is a gift. You can not waste it. You never know what might happen tomorrow. And you learn to catch life as it is. Each day must be valid.
wtorek, 7 stycznia 2014
Rozdział 7
-Kto to?- znikąd przede mną pojawił się mulat. Jego ton był identyczny jak Louis'a. Miałam wrażenie jakby chciał mnie uderzyć.
-Tommo przyprowadził sobie nową dziewczynę- zaćwierkał blondyn. Szatyn posłał mu mordercze spojrzenie.
-Zayn, Liam, Harry musimy pogadać.
-A ja?- jęknął zawiedziony blondyn.
-Zajmij się Rose- po tych słowach czwórka chłopaków zniknęła w innym pokoju.
Blondyn ruszył w kierunku kuchni, a ja jak cień podążałam za nim.
-Jesteś głodna?-spytał chowając glowę w lodówce.
-Troszeczkę- co ja gadam? Ogromnie. Nie jadłam nic od śniadania. Na pewno nie ruszyłabym tej zielonej papki, podanej na stołówce.
-O! A tak w ogóle to jestem Niall- położył przede mną stos kanapek, uśmiechając się jednocześnie.
-Rose, ale i tak już wiesz.
-Wcinaj- wskazał na kanapki, a po chwili już je pochłaniał. Poszłam w jego ślady.
- Nie chcę być niegrzeczny, ale co tutaj robisz?
-Tak naprawdę to sama nie wiem- odpowiedziałam przełykając ostatni kęs. Zrobił zdezorientowaną minę. Zrozumiałam jego gest, więc kontynuowałam dalej.
-Louis mnie uratował i przywiózł tutaj.
-Czekaj, czekaj... Uratował? Przepraszam cię na chwilkę- wstał od stołu i powędrował do pokoju, gdzie znajdowali się "Bohater i spółka".
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Fajne :D
OdpowiedzUsuńzajebiste *.*
OdpowiedzUsuńJeśli miałabyś ochote to zapraszam do mnie http://call-me-by-death.blogspot.com/
Napewno wpadnę :)
Usuń