czwartek, 19 grudnia 2013

Rozdział 4



Wysiadłam z auta i zaciągnęłam się świeżym powietrzem. Spojrzałam się na Dan'a. Widocznie wyczuł moją niepewność. Otworzył okno i powiedział:
-Ej mała, będzie dobrze. Jak ktoś coś ci zrobi to dostanie wpierdol- musiałam wymusić uśmiech. Odwróciłam się na pięcie i ruszyłam w stronę głównego wejścia. "Miejmy to za sobą". Kiedy przeszłam przez szkolne drzwi już zostałam potrącona. Super się zaczyna...
-Bardzo cię przepraszam- powiedziała bardzo ładna blondynka.
-Nic się nie stało- odpowiedziałam uprzejmie.
-Jestem Ally- posłała mi uśmiech.
-Rose- uśmiechnęłam się nieśmiało. Zawsze trudno nawiązywałam nowe znajomości.
-Jesteś nowa, prawda?
-Mhm.
-Jeśli chcesz to mogę oprowadzić cię po szkole- w odpowiedzi przytaknęłam twierdząco.

Ally była bardzo miła. Opowiedziała mi dużo o sobie. 

Dzień mijał bardzo fajnie do czasu incydentu z Raquelle. Najpopularniejsza dziewczyna w szkole osądziła mnie o coś. Nawet nie wiem o co. Przez to wylądowałam w kozie. Ugh... Dwie godziny musiałam spędzić w małej 'klatce' zwaną klasą. 

Siedziałam w ostatniej ławce i bazgrałam coś w notesie. Słońce już zachodziło. Musiałam sama wracać do domu. Po ciemku. Spojrzałam na mojego 'kolegę' obok. Spał...Super...

Te dwie godziny mijały wiecznie. Tik-tak. Tik-tak. Wydawało mi się, że zegar się ze mnie naśmiewa. 
-DRYŃ!- natychmiast zerwałam się z miejsca. Dziękuję ci dzwonku! Podniosłam torbę i wyszłam z klasy. Ale będę mieć opierdziel.

Spojrzałam na zegarek. 17.00. Głupia jesień. Teraz muszę wracać w ciemności.
-Fuck- mruknęłam pod nosem. Praktycznie biegłam. W ogóle nie patrzyłam na drogę. Efekt był taki, że wpadłam na coś twardego. Spojrzałam na postać stojącą przede mną.
-Przepraszam- zwróciłam się do zakapturzonej osoby. Dostrzegłam tylko zadziorny uśmiech i bliznę na policzku. Złapał mnie za ramię i odwrócił. Zaczęłam się szarpać. Chciałam krzyczeć, ale zasłonił mi usta dłonią.

-Nie bój się. Trochę się zabawimy- wyszeptał mi do ucha. Poczułam jego zimny oddech na swojej skórze. Oczy zaczęły mnie piec od łez, a po chwili spływały po moich policzkach. Nagle upadłam na ziemię. Odwróciłam się. Mój napastnik leżał na ziemi, a z jego nosa leciała stróżka krwi. Nad nim stał wysoki szatyn. Podszedł do mnie i pomógł wstać.

-Nic ci nie jest?- zapytał bez emocji. Wtedy ujrzałam jego błękitne oczy.





2 komentarze:

  1. Fajne,nadal nie wiem , skąd ty bierzesz pomysły na pisanie tych opowiadań , ale podziwiam ;3

    OdpowiedzUsuń